Witam Was po długiej przerwie i tym samym z całego serca Was przepraszam...
Jak sami wiecie rozdział nie pojawił się od jakichś 3 tygodni, tak, wiem to sporo czasu. Chciałabym wyjaśnić Wam tego przyczynę... nie chcę współczucia i Waszej litości tylko zrozumienia.
Ostatnimi czasy w moim życiu coś się zmieniło... niestety na gorsze, wydarzenia ostatnich tygodni odbiły się na mnie z niewyobrażalną siłą i nie.. nie chodzi o szkołę.
Jakiś rok temu zdiagnozowano u mnie depresję, chodziłam na terapię i nie ukrywam, że w jakimś stopniu mi pomogła, lecz gdy myślałam, że to już po wszystkim znów to zrobiłam. Pocięłam się. Nie umiem poradzić sobie z problemami i z ludźmi, którzy mnie otaczają. Po prostu nie potrafię. W mojej głowie ciągle kotłują się najprzeróżniejsze myśli, które posuwają mnie do niezbyt odpowiedzialnych czynów.
Ale najgorsze jest w tym wszystkim, że nikt nie potrafi mnie zrozumieć, wokoło wszyscy uważają mnie za radosną ciągle uśmiechniętą nastolatkę no bo jakie problemy mogę mieć... ale ja się śmieje żeby nie płakać. Kilka tygodni temu moja kochana babcia dowiedziała się, że ma raka... kolejny cios prosto w moje serce... do tego dochodzi szkoła i niezbyt miłe towarzystwo. Problemy z moim bratem... jednym słowem masakra.
Prowadzenie bloga jest dla mnie ucieczką od szarej rzeczywistości i jest to dla mnie najlepsza rehabilitacja, lecz zauważyłam, że od kilku tygodni mi to nie pomaga, dlatego postanowiłam dać sobie przerwę, odpocząć.
Taaaaaak wiem, że brzmi to żałośnie ale... mniejsza z tym.
Od weekendu rozdziały będą się pojawiać na nowo - tydzień od dodania poprzedniego. Postaram się, aby moje osobiste problemy nie rzutowały na prowadzenie bloga.
Przepraszam i obiecuję poprawę... jak na spowiedzi :)
Bleeding_Scar
† I have lived and I died for you †
środa, 23 września 2015
czwartek, 27 sierpnia 2015
Rozdział 2 : You can't hear me cry see my dreams all die from where you're standing on your own It's so quiet here and I feel so cold this house no longer feels like home
Wow ! Wow ! Wow! :D
Mój blog osiągnął ponad 1100 wyświetleń !! :D
O matko nigdy się nie spodziewałam tego, że w tak krótkim czasie będę miała tyle odwiedzin.. ^^
To uczucie jest po prostu... fantastyczne ! xd
Chciałabym podziękować wszystkim moim czytelnikom za to, że czytają moje bazgroły xD
No i oczywiście wielkie podziękowania za trzech obserwatorów :* ( Inferno, NotPrettyGirl i Karolina # )
Dziękuję ! :D
A teraz zapraszam Was do czytania moich wypocin ;]
____________________________________________________________________________
- Ale...jak to się stało ? - wyszeptałam próbując zatrzymać, z każdą sekundą napływające do moich oczu łzy. Z każdym oddechem do mojej głowy napływały miliony wspomnień, miliony planów, które już nigdy nie zrealizujemy. Moja siostra.. moja mała siostrzyczka. Nie żyje... i nie mogłam nic zrobić.. nie mogłam jej ocalić... Jestem beznadziejna. Jestem beznadziejną siostrą, córką, przyjaciółką... Jestem po prostu beznadziejna w byciu człowiekiem.
- Prowadzimy w tym celu śledztwo, na razie jeszcze nie wiemy kto lub co spowodowało wypadek. Wiemy, że w wypadku uczestniczyły dwa samochody osobowe. Przesłuchujemy świadków zdarzenia i gromadzimy dowody, jeżeli będziemy wiedzieć coś więcej, natychmiast Cię powiadomimy. - mężczyzna uśmiechnął się pocieszająco i poprawił się na siedzeniu - Wiem, że masz dopiero siedemnaście lat i chciałbym się zapytać czy masz jeszcze jakąś inną rodzinę, która mogłaby się Tobą zaopiekować ?
- Co ?! Inną rodzinę ? Przecież,ja mogę sama się sobą zaopiekować, jestem prawie dorosła !
- No właśnie PRAWIE.. Jesteś jeszcze niepełnoletnia i nie możesz zostać bez opieki. Dlatego zapytam jeszcze raz, czy masz jakąś inną rodzinę ?
Matko ! Czy ten koleś nie rozumie, że ja mogę zostać sama ? Przecież, mam siedemnaście lat ! Nie jestem dzieckiem ! A poza tym to do kogo mogłabym iść, kto by mnie przygarnął ? Pani Karen ? Na pewno nie... Liam ? Nawet nie chcę go widzieć, wnioskując po jego zachowaniu on mnie, pewnie też. Ale nie pójdę do jakiegoś domu dziecka albo sierocińca ! Nie ma mowy !
- Nie wiem może, masz babcię, dziadka, ciocię, dobrą przyjaciółkę lub przyjaciela ? Staram ci się pomóc, tylko pozwól mi na to. Ok ?
- Moja babcia nie żyję, dziadek tak samo. Ciotki nie znam a przyjaciół nie mam... - wymruczałam przez zaciśnięte zęby, a facet naprzeciwko mnie teatralnie westchnął - A tak poza tym to ja wcale nie potrzebuję pomocy ! Ja mogę żyć sama. Umiem się sobą zająć !
- W takim razie będziesz musiała zostać w sierocińcu...
- No chyba Was wszystkich pogrzało ! Nie będę w jakimś popieprzonym sierocińcu ! Błagam, niech pan coś zrobi ! Ja nie chcę... nie chcę tam iść - puściły mi nerwy a na moim policzku pojawiła się łza - proszę... - nie wytrzymałam i zaczęłam ryczeć jak małe dziecko, musiałam dać upust nerwom.
- Ok, możemy iść na kompromis. Zgadzasz się ?
- Jaki... kompromis ? - otarłam łzy rękawem bluzy i spojrzałam na policjanta - Na czym on będzie polegał ?
- Będziesz mogła być sama, ale mam kilka warunków. Po pierwsze będę do ciebie codziennie przyjeżdżał i dowiadywał się jak sobie radzisz. Po drugie w tym czasie będę zmuszony poszukać ci rodziny zastępczej... - zniżył ton głosu do szeptu i nachylił się w moją stronę, tak, że nasze głowy prawie stykały się za sobą.
- Ale.. - przerwałam mu
- Nie. Nie ma żadnego ,,ale'' , chyba, że chcesz się wycofać z umowy ?
- Nie... nie chcę... - westchnęłam
- No to świetnie... po trzecie z tego co słyszałem pracę już masz prawda ? - kiwnęłam potakująco głową - Nie rezygnuj z niej. Po czwarte nikt nie może się o tym dowiedzieć, pomogę ci się stąd wydostać, ale musisz być ostrożna. Nie możesz nikomu ufać staraj się unikać kontaktu z ludźmi. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że ci pomogłem. Nikt. Rozumiesz ?
- Tak.. rozumiem. Ale.. nie mogę zrozumieć jednej rzeczy...
- Tak ? A jakiej ? - uniósł jedną brew do góry.
- Dlaczego ? Dlaczego pan to robi ? Przecież, pan mnie nawet nie zna...
- Tak, wiem, że cię nie znam. Ale kiedyś też byłem młody... i miałem wiele problemów... i teraz też je mam... wybacz ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem. A więc jaki ma pan plan ? - zręcznie zmieniłam temat.
- Rick jestem. - wyciągnął do mnie rękę.
- Nicole - uścisnęłam ją.
- Dzisiaj o czwartej nad ranem jest zmiana przy głównym wejściu, zmiana zajmuje im jakieś dwie minuty, dlatego będziemy musieli się pospieszyć, aby nas nie nakryli. A później pójdzie już gładko, zawiozę cię do domu, a ja sam pojadę na komendę. Rozumiesz ?
- Tak, rozumiem. Ale czy strażnicy.. nie będą mieli podejrzeń gdy wrócisz o czwartej ? To będzie trochę... dziwne
- Powiem, że byłem na stacji benzynowej i po sprawie - wzruszył ramionami - A więc mamy jeszcze... - spojrzał na zegarek, znajdujący się na jego biurku - dwie godziny. - postukał palcami o blat. - opowiesz mi coś o sobie ?
- No dobra.. ale to nie będzie zbytnio ciekawa historia ... ponieważ nie mam fascynującego życia..
- Każde życie jest fascynujące, tylko trzeba wiedzieć jak je opowiedzieć. - uśmiechnął się lekko.
- Taaa... - prychnęłam - Gdy miałam 3 lata... - streściłam mu moje życie, omijając parę bolesnych faktów w półtorej godziny, nawet nie wiem dlaczego, może po prostu potrzebowałam osoby, która mnie wysłucha ? Która, mnie zrozumie... no i chyba taką znalazłam. Resztę czasu spędziliśmy w ciszy, bałam się, że to się nie uda, że nas złapią i będę musiała być w sierocińcu...
Zawsze miałam pecha w życiu... dziwnym trafem to zawsze mi przytrafiały się te najgorsze, ośmieszające sytuacje... np. wdepnięcie w gówno psa, ochlapanie wodą przez samochód, nie zdążenie na autobus...
- Już czas. Zbieraj się. - rzucił krótko i szybkim ruchem wstał z fotela, podszedł do szafki i wyjął z niej wielką czarną torbę - A ty nie idziesz ? - zapytał zdziwiony przerzucając bagaż przez ramię.
- Idę. - przełknęłam głośno ślinę i podpierając się na dłoniach wstałam z krzesła.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, odwrócił się do mnie i spojrzał mi w oczy - Pamiętasz plan ?
- Pamiętam.
Wyszliśmy przez drzwi i truchtem dotarliśmy pod bram, mijając zamknięte pomieszczenia z, których było słychać głośne śmiechy i rozmowy. Na dworze unosiła się lekka mgła a z nieba kropił lekki deszcz. Kucnęliśmy przy wielkiej kolumnie, oparłam się o nią ręką ciężko oddychając.
- Ok. - pokiwałam głową.
Obserwowałam jak dwóch ubranych na czarno mężczyzn gadają i śmieją się z czegoś... nigdy nie sądziłam , że tak wygląda strzeżenie bezpieczeństwa innych ludzi znajdujących się budynku. Jeden z nich spojrzał na zegarek..
- Już czas na zmianę. - powiedział zachrypniętym głosem i ruszył w stronę jakiejś wielkiej hali, drugi zrobił to samo, po drodze zdejmując pas z pistoletem i innymi gadżetami.
Poczułam jak ktoś lekko mnie popycha.
- Idziemy. - powiedział i złapał mnie za rękę podnosząc z ziemi, rozejrzał się niepewnie dookoła i sprintem pobiegł razem zemną na drugi koniec placu. Ciemne cienie drzew padały na drogę, powodując u mnie nieprzyjemne dreszcze. Skręciliśmy w prawą stronę i nadal brnęliśmy przez ciemną uliczkę. W niespełna minutę znaleźliśmy się przy srebrnym BMW.
- Ok, jesteśmy. - powiedział i otworzył mi drzwi. Szybkim ruchem wsiadłam do samochodu i rozsiadłam się na fotelu. Po chwili obok mnie znalazł się Rick. Odpalił samochód, zapalił światła i z piskiem opon ruszył przed siebie. Dopiero teraz mogłam odetchnąć z ulgą. Chyba się nam udało...
Oparłam głowę o szybę samochodu, obserwując ciemną przestrzeń przede mną.
- Gdzie mieszkasz ? - stłumiony dźwięk głosu Rick'a, przywrócił mnie do świata żywych.
- Co ?... - rozejrzałam się dookoła, aż mój wzrok spoczął na mężczyźnie - To znaczy... - wyprostowałam się - Wall Street 21 - odpowiedziałam szybko i wróciłam do mojej dawnej pozycji.
Chyba źle zrobiłam zgadzając się na układ, który zawarłam z Rick'em. W sierocińcu miałabym chociaż jakąkolwiek opiekę, może pomogliby mi ze stratą rodziców i rodzeństwa... Może poznałabym kogoś kto by mnie zrozumiał.. Myślałam, że przez całe życie byłam sama.. ale teraz już wiem, że byłam w błędzie. Teraz dopiero poznam smak samotności... gdy nie będę miała się do kogo odezwać, dla kogo zarabiać, gdy nie będę miała nikogo, kto by mnie chociaż trochę kochał.
- Jesteśmy. - oznajmił Rick i zgasił silnik samochodu. Odwrócił się w moją stronę mierząc mnie wzrokiem - Poradzisz sobie ? - kiwnęłam głową - Pamiętaj. Nie rozmawiaj z nikim chyba, że już naprawdę musisz, ok ?
- Ok. - powiedziałam krótko i otworzyłam drzwi wychodząc z auta. - Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się lekko - Idź już. Śpij dobrze. - zamknął szybę i powoli odjechał sprzed mojego domu.
Wolnym krokiem przemierzyłam odległość do drzwi, w ganku zdjęłam buty i ściągnęłam kurtkę.
Jestem ciekawa dlaczego on mi pomaga ? Przecież, on w ogóle mnie nie zna... Matko ale ja jestem głupia ! To, że nie wysłał mnie do sierocińca nie oznacza, że nie chce tego zrobić ! A jak on jest jakimś starym zboczuchem, który chce mnie wykorzystać ? A może po prostu ma dobre serce... chyba jestem przewrażliwiona...
Weszłam do salonu i zapaliłam światło, mój wzrok spoczął na zdjęciu... rodziców. Wzięłam do ręki fotografię oprawioną w ozdobną białą ramkę, wyjęłam ją z niej i odwróciłam na drugą stronę, 25.04.2009 rok. Przesunęłam palcem po tak dobrze znanych mi twarzach moich rodziców i rodzeństwa, nie odrywając wzroku od zdjęcia usiadłam na kanapie.
Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy ich nie zobaczę. Nie mogę się z tym pogodzić i wcale tego nie chcę.
Po moim policzku spłynęła jedna obłąkana łza, którą szybką wytarłam kciukiem.
Nigdy nie zobaczę jak moja mała siostra staję się zbuntowaną nastolatką, nie będę mogła jej udzielić życiowych rad... Już nigdy nie będę mogła, kłócić się z bratem o to, kto pierwszy skorzysta z łazienki. To wszystko jest niesprawiedliwe... Dlaczego Bóg musi mi wszytko odbierać ? Wszystko co jest dla mnie ważne i to co kocham.. odchodzi.
Inni chcą mieć miliony na kontach bankowych, chcą być najseksowniejszymi ludźmi na świecie, a ja chcę tylko odzyskać moją rodzinę... czy to tak wiele ?
Zmęczona rozmyślaniem, odłożyłam zdjęcie i położyłam się na brzuchu. Teraz tylko muszę zasnąć... marzenie ściętej głowy...
Powód dla, którego dzwonienie do kogoś rano powinno być zabronione jest jeden... dzwonek telefonu jest najgorszą pobudką na świcie ! Oczywiście musiał ktoś zadzwonić no bo, przecież byłoby za pięknie gdybym pospała sobie jeszcze godzinkę dłużej...
Usiadłam po turecku, przecierając zaspane oczy, ten kto do mnie dzwonił powinien się przygotować na natychmiastową śmierć. Oparłam się łokciami o kolana, lecz widząc pusty fotel, w którym zawsze siedziała mama schowałam się z powrotem pod kołdrę.
Muszę być silna... nie mogę pokazać innym, że jestem słaba.. zrobię to dla nich.
Zacisnęłam pięści i odrzuciłam pościel na bok. Usiadłam na rogu kanapy i wzięłam telefon z szafki, odblokowałam go i sprawdziłam rejestr połączeń. Dwa nieodebrane od pani Karen... co ona chce ? Wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do ucha... jeden sygnał... drugi... trzeci. Poczta głosowa. Trudno. Wzruszyłam ramionami i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Słysząc burczenie w brzuchu, podniosłam się i poszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki, ale nic w niej nie było. Westchnęłam z zażenowaniem. Muszę iść do sklepu. Na szczęście mam jeszcze jakieś oszczędności.
Ubrałam kurtkę i założyłam starte trampki na nogi. Zamknęłam drzwi na klucz i zarzuciłam na głowę kaptur. Sklep jest jakiś kilometr stąd ,dlaczego wszystko musi być dzisiaj przeciwko mnie ?..
Włożyłam ręce do kieszeni, lecz w prawej wyczułam jakąś kartkę, wyciągnęłam ją i wyprostowałam.
Mój blog osiągnął ponad 1100 wyświetleń !! :D
O matko nigdy się nie spodziewałam tego, że w tak krótkim czasie będę miała tyle odwiedzin.. ^^
To uczucie jest po prostu... fantastyczne ! xd
Chciałabym podziękować wszystkim moim czytelnikom za to, że czytają moje bazgroły xD
No i oczywiście wielkie podziękowania za trzech obserwatorów :* ( Inferno, NotPrettyGirl i Karolina # )
Dziękuję ! :D
A teraz zapraszam Was do czytania moich wypocin ;]
____________________________________________________________________________
- Ale...jak to się stało ? - wyszeptałam próbując zatrzymać, z każdą sekundą napływające do moich oczu łzy. Z każdym oddechem do mojej głowy napływały miliony wspomnień, miliony planów, które już nigdy nie zrealizujemy. Moja siostra.. moja mała siostrzyczka. Nie żyje... i nie mogłam nic zrobić.. nie mogłam jej ocalić... Jestem beznadziejna. Jestem beznadziejną siostrą, córką, przyjaciółką... Jestem po prostu beznadziejna w byciu człowiekiem.
- Prowadzimy w tym celu śledztwo, na razie jeszcze nie wiemy kto lub co spowodowało wypadek. Wiemy, że w wypadku uczestniczyły dwa samochody osobowe. Przesłuchujemy świadków zdarzenia i gromadzimy dowody, jeżeli będziemy wiedzieć coś więcej, natychmiast Cię powiadomimy. - mężczyzna uśmiechnął się pocieszająco i poprawił się na siedzeniu - Wiem, że masz dopiero siedemnaście lat i chciałbym się zapytać czy masz jeszcze jakąś inną rodzinę, która mogłaby się Tobą zaopiekować ?
- Co ?! Inną rodzinę ? Przecież,ja mogę sama się sobą zaopiekować, jestem prawie dorosła !
- No właśnie PRAWIE.. Jesteś jeszcze niepełnoletnia i nie możesz zostać bez opieki. Dlatego zapytam jeszcze raz, czy masz jakąś inną rodzinę ?
Matko ! Czy ten koleś nie rozumie, że ja mogę zostać sama ? Przecież, mam siedemnaście lat ! Nie jestem dzieckiem ! A poza tym to do kogo mogłabym iść, kto by mnie przygarnął ? Pani Karen ? Na pewno nie... Liam ? Nawet nie chcę go widzieć, wnioskując po jego zachowaniu on mnie, pewnie też. Ale nie pójdę do jakiegoś domu dziecka albo sierocińca ! Nie ma mowy !
- Nie wiem może, masz babcię, dziadka, ciocię, dobrą przyjaciółkę lub przyjaciela ? Staram ci się pomóc, tylko pozwól mi na to. Ok ?
- Moja babcia nie żyję, dziadek tak samo. Ciotki nie znam a przyjaciół nie mam... - wymruczałam przez zaciśnięte zęby, a facet naprzeciwko mnie teatralnie westchnął - A tak poza tym to ja wcale nie potrzebuję pomocy ! Ja mogę żyć sama. Umiem się sobą zająć !
- W takim razie będziesz musiała zostać w sierocińcu...
- No chyba Was wszystkich pogrzało ! Nie będę w jakimś popieprzonym sierocińcu ! Błagam, niech pan coś zrobi ! Ja nie chcę... nie chcę tam iść - puściły mi nerwy a na moim policzku pojawiła się łza - proszę... - nie wytrzymałam i zaczęłam ryczeć jak małe dziecko, musiałam dać upust nerwom.
- Ok, możemy iść na kompromis. Zgadzasz się ?
- Jaki... kompromis ? - otarłam łzy rękawem bluzy i spojrzałam na policjanta - Na czym on będzie polegał ?
- Będziesz mogła być sama, ale mam kilka warunków. Po pierwsze będę do ciebie codziennie przyjeżdżał i dowiadywał się jak sobie radzisz. Po drugie w tym czasie będę zmuszony poszukać ci rodziny zastępczej... - zniżył ton głosu do szeptu i nachylił się w moją stronę, tak, że nasze głowy prawie stykały się za sobą.
- Ale.. - przerwałam mu
- Nie. Nie ma żadnego ,,ale'' , chyba, że chcesz się wycofać z umowy ?
- Nie... nie chcę... - westchnęłam
- No to świetnie... po trzecie z tego co słyszałem pracę już masz prawda ? - kiwnęłam potakująco głową - Nie rezygnuj z niej. Po czwarte nikt nie może się o tym dowiedzieć, pomogę ci się stąd wydostać, ale musisz być ostrożna. Nie możesz nikomu ufać staraj się unikać kontaktu z ludźmi. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że ci pomogłem. Nikt. Rozumiesz ?
- Tak.. rozumiem. Ale.. nie mogę zrozumieć jednej rzeczy...
- Tak ? A jakiej ? - uniósł jedną brew do góry.
- Dlaczego ? Dlaczego pan to robi ? Przecież, pan mnie nawet nie zna...
- Tak, wiem, że cię nie znam. Ale kiedyś też byłem młody... i miałem wiele problemów... i teraz też je mam... wybacz ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem. A więc jaki ma pan plan ? - zręcznie zmieniłam temat.
- Rick jestem. - wyciągnął do mnie rękę.
- Nicole - uścisnęłam ją.
- Dzisiaj o czwartej nad ranem jest zmiana przy głównym wejściu, zmiana zajmuje im jakieś dwie minuty, dlatego będziemy musieli się pospieszyć, aby nas nie nakryli. A później pójdzie już gładko, zawiozę cię do domu, a ja sam pojadę na komendę. Rozumiesz ?
- Tak, rozumiem. Ale czy strażnicy.. nie będą mieli podejrzeń gdy wrócisz o czwartej ? To będzie trochę... dziwne
- Powiem, że byłem na stacji benzynowej i po sprawie - wzruszył ramionami - A więc mamy jeszcze... - spojrzał na zegarek, znajdujący się na jego biurku - dwie godziny. - postukał palcami o blat. - opowiesz mi coś o sobie ?
- No dobra.. ale to nie będzie zbytnio ciekawa historia ... ponieważ nie mam fascynującego życia..
- Każde życie jest fascynujące, tylko trzeba wiedzieć jak je opowiedzieć. - uśmiechnął się lekko.
- Taaa... - prychnęłam - Gdy miałam 3 lata... - streściłam mu moje życie, omijając parę bolesnych faktów w półtorej godziny, nawet nie wiem dlaczego, może po prostu potrzebowałam osoby, która mnie wysłucha ? Która, mnie zrozumie... no i chyba taką znalazłam. Resztę czasu spędziliśmy w ciszy, bałam się, że to się nie uda, że nas złapią i będę musiała być w sierocińcu...
Zawsze miałam pecha w życiu... dziwnym trafem to zawsze mi przytrafiały się te najgorsze, ośmieszające sytuacje... np. wdepnięcie w gówno psa, ochlapanie wodą przez samochód, nie zdążenie na autobus...
- Już czas. Zbieraj się. - rzucił krótko i szybkim ruchem wstał z fotela, podszedł do szafki i wyjął z niej wielką czarną torbę - A ty nie idziesz ? - zapytał zdziwiony przerzucając bagaż przez ramię.
- Idę. - przełknęłam głośno ślinę i podpierając się na dłoniach wstałam z krzesła.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, odwrócił się do mnie i spojrzał mi w oczy - Pamiętasz plan ?
- Pamiętam.
Wyszliśmy przez drzwi i truchtem dotarliśmy pod bram, mijając zamknięte pomieszczenia z, których było słychać głośne śmiechy i rozmowy. Na dworze unosiła się lekka mgła a z nieba kropił lekki deszcz. Kucnęliśmy przy wielkiej kolumnie, oparłam się o nią ręką ciężko oddychając.
- Ok. - pokiwałam głową.
Obserwowałam jak dwóch ubranych na czarno mężczyzn gadają i śmieją się z czegoś... nigdy nie sądziłam , że tak wygląda strzeżenie bezpieczeństwa innych ludzi znajdujących się budynku. Jeden z nich spojrzał na zegarek..
- Już czas na zmianę. - powiedział zachrypniętym głosem i ruszył w stronę jakiejś wielkiej hali, drugi zrobił to samo, po drodze zdejmując pas z pistoletem i innymi gadżetami.
Poczułam jak ktoś lekko mnie popycha.
- Idziemy. - powiedział i złapał mnie za rękę podnosząc z ziemi, rozejrzał się niepewnie dookoła i sprintem pobiegł razem zemną na drugi koniec placu. Ciemne cienie drzew padały na drogę, powodując u mnie nieprzyjemne dreszcze. Skręciliśmy w prawą stronę i nadal brnęliśmy przez ciemną uliczkę. W niespełna minutę znaleźliśmy się przy srebrnym BMW.
- Ok, jesteśmy. - powiedział i otworzył mi drzwi. Szybkim ruchem wsiadłam do samochodu i rozsiadłam się na fotelu. Po chwili obok mnie znalazł się Rick. Odpalił samochód, zapalił światła i z piskiem opon ruszył przed siebie. Dopiero teraz mogłam odetchnąć z ulgą. Chyba się nam udało...
Oparłam głowę o szybę samochodu, obserwując ciemną przestrzeń przede mną.
- Gdzie mieszkasz ? - stłumiony dźwięk głosu Rick'a, przywrócił mnie do świata żywych.
- Co ?... - rozejrzałam się dookoła, aż mój wzrok spoczął na mężczyźnie - To znaczy... - wyprostowałam się - Wall Street 21 - odpowiedziałam szybko i wróciłam do mojej dawnej pozycji.
Chyba źle zrobiłam zgadzając się na układ, który zawarłam z Rick'em. W sierocińcu miałabym chociaż jakąkolwiek opiekę, może pomogliby mi ze stratą rodziców i rodzeństwa... Może poznałabym kogoś kto by mnie zrozumiał.. Myślałam, że przez całe życie byłam sama.. ale teraz już wiem, że byłam w błędzie. Teraz dopiero poznam smak samotności... gdy nie będę miała się do kogo odezwać, dla kogo zarabiać, gdy nie będę miała nikogo, kto by mnie chociaż trochę kochał.
- Jesteśmy. - oznajmił Rick i zgasił silnik samochodu. Odwrócił się w moją stronę mierząc mnie wzrokiem - Poradzisz sobie ? - kiwnęłam głową - Pamiętaj. Nie rozmawiaj z nikim chyba, że już naprawdę musisz, ok ?
- Ok. - powiedziałam krótko i otworzyłam drzwi wychodząc z auta. - Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się lekko - Idź już. Śpij dobrze. - zamknął szybę i powoli odjechał sprzed mojego domu.
Wolnym krokiem przemierzyłam odległość do drzwi, w ganku zdjęłam buty i ściągnęłam kurtkę.
Jestem ciekawa dlaczego on mi pomaga ? Przecież, on w ogóle mnie nie zna... Matko ale ja jestem głupia ! To, że nie wysłał mnie do sierocińca nie oznacza, że nie chce tego zrobić ! A jak on jest jakimś starym zboczuchem, który chce mnie wykorzystać ? A może po prostu ma dobre serce... chyba jestem przewrażliwiona...
Weszłam do salonu i zapaliłam światło, mój wzrok spoczął na zdjęciu... rodziców. Wzięłam do ręki fotografię oprawioną w ozdobną białą ramkę, wyjęłam ją z niej i odwróciłam na drugą stronę, 25.04.2009 rok. Przesunęłam palcem po tak dobrze znanych mi twarzach moich rodziców i rodzeństwa, nie odrywając wzroku od zdjęcia usiadłam na kanapie.
Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy ich nie zobaczę. Nie mogę się z tym pogodzić i wcale tego nie chcę.
Po moim policzku spłynęła jedna obłąkana łza, którą szybką wytarłam kciukiem.
Nigdy nie zobaczę jak moja mała siostra staję się zbuntowaną nastolatką, nie będę mogła jej udzielić życiowych rad... Już nigdy nie będę mogła, kłócić się z bratem o to, kto pierwszy skorzysta z łazienki. To wszystko jest niesprawiedliwe... Dlaczego Bóg musi mi wszytko odbierać ? Wszystko co jest dla mnie ważne i to co kocham.. odchodzi.
Inni chcą mieć miliony na kontach bankowych, chcą być najseksowniejszymi ludźmi na świecie, a ja chcę tylko odzyskać moją rodzinę... czy to tak wiele ?
Zmęczona rozmyślaniem, odłożyłam zdjęcie i położyłam się na brzuchu. Teraz tylko muszę zasnąć... marzenie ściętej głowy...
~~*~~
Usiadłam po turecku, przecierając zaspane oczy, ten kto do mnie dzwonił powinien się przygotować na natychmiastową śmierć. Oparłam się łokciami o kolana, lecz widząc pusty fotel, w którym zawsze siedziała mama schowałam się z powrotem pod kołdrę.
Muszę być silna... nie mogę pokazać innym, że jestem słaba.. zrobię to dla nich.
Zacisnęłam pięści i odrzuciłam pościel na bok. Usiadłam na rogu kanapy i wzięłam telefon z szafki, odblokowałam go i sprawdziłam rejestr połączeń. Dwa nieodebrane od pani Karen... co ona chce ? Wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do ucha... jeden sygnał... drugi... trzeci. Poczta głosowa. Trudno. Wzruszyłam ramionami i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Słysząc burczenie w brzuchu, podniosłam się i poszłam do kuchni. Zajrzałam do lodówki, ale nic w niej nie było. Westchnęłam z zażenowaniem. Muszę iść do sklepu. Na szczęście mam jeszcze jakieś oszczędności.
Ubrałam kurtkę i założyłam starte trampki na nogi. Zamknęłam drzwi na klucz i zarzuciłam na głowę kaptur. Sklep jest jakiś kilometr stąd ,dlaczego wszystko musi być dzisiaj przeciwko mnie ?..
Włożyłam ręce do kieszeni, lecz w prawej wyczułam jakąś kartkę, wyciągnęłam ją i wyprostowałam.
537 836 836 - zadzwoń jak będziesz czegoś potrzebowała ;)
R.
Uśmiechnęłam się pod nosem, a ja myślałam, że będę musiała sama wyciągać od niego numer...
Kolejne teatralne westchnienie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę spożywczaka. Teraz tylko muszę się modlić o to aby się nie potknąć i oto... aby na nikogo nie wpaść.
Chyba muszę zrobić listę rzeczy, do zrobienia w najbliższym tygodniu, bo mam ich na prawdę duuużo... Musi się na niej znaleźć rozmowa z panią Black, z Karen, z Rick'em, muszę uporządkować wszystkie sprawy związane z pogrzebem... a do tego jeszcze Liam ma przyjechać...chyba nie dam sobie z tym wszystkim rady. Jestem za słaba.
Nawet nie wiem jak mam się zachowywać, mam udawać, że nic się nie stało ? Że, nie dotknęła mnie wiadomość o śmierci rodziców ? Dotknęła i to bardzo... ale nie lubię pokazywać swoich emocji, wolę kumulować je w sobie, nie zawadzając nikomu niszcząc się od środka.
- Weź to pudełko i zanieś do domu ! - krzyknął znajomy głos.
O nie. To nie może być on... Może mi się przesłyszało...
Odwróciłam głowę do źródła głosu i aż nie wierzyłam kogo widzę.. Liam. Stał obok samochodu przypominającego wyglądem auto Batmana i szeroko się uśmiechał. Wow, ale się zmienił... zmężniał. Już nie ma długich włosów z grzywką, które tak bardzo kochałam... Stałam wpatrując się w niego z otwartą buzią jakby był jakimś cudem. Nie zauważyłam kiedy za mną pojawiła się pani Karen.
- Idź pogadaj z nim. - wyszeptała.
- Nie... - podskoczyłam przestraszona odwracając się w jej stronę - to znaczy ja się bardzo śpieszę. Przepraszam - szybkim krokiem przeszłam na drugą stronę ulicy i z impentem wpakowałam się w kałużę.
Zajebiśćie. - pomyślałam i tupnęłam nogą ze złości. Już lepiej chyba wyglądać nie mogę... pogniecione ubrania, cały but i nogawka mokra i jeszcze poplamiona bluza...
Byłam w błędzie wychodząc z domu i myśląc, że nikogo nie spotkam na swojej drodze. Już mi się wszystkiego odechciało...
Weszłam do sklepu mrucząc ciche ,,dzień dobry'' na przywitanie i szybko zrobiłam zakupy, w których skład wchodziły : chleb, mleko, serek i woda. Zapłaciłam za produkty i wyszłam z budynku, poprawiając włosy, ponieważ wchodziły mi w oczy, czego bardzo nie lubię..
Spuściłam głowę i brnęłam drogą powrotną do domu.
- Emmmm... Nicole ? - nawet nie zauważyłam jak przede mną pojawił się... Liam. Podniosłam oczy i teraz dopiero zwróciłam uwagę na jego zarost... wow, na serio się zmienił.
- Nie. Nie znam żadnej Nicole, tu musi być pomyłka. - powiedziałam opanowanym głosem, chociaż tak naprawdę chciało mi się ryczeć, nie wiem czy ze szczęścia czy z rozpaczy... Ominęłam go wielki łukiem i szłam dalej.
- Nie wygłupiaj się - złapał mnie za ramię i odwrócił tak, że patrzyłam mu w oczy - Przecież, nie pomyliłbym mojej najlepszej przyjaciółki z kimś innym - uśmiechnął się, ale mi wcale do śmiechu nie było...
- Najlepszej przyjaciółki ? Żartujesz sobie ? Przez calutkie dwa lata, czekałam na ciebie czy ty myślisz, że jak pojawisz się nagle bez żadnego znaku, od razu rzucę ci się w ramiona ? - pokręciłam głową - W mojej historii nie odgrywasz już żadnej roli, mimo, że byłeś jej głównym bohaterem, wypierdoliłam cię ze scenariusza. - odwróciłam się z próbą ponownej ucieczki, lecz Liam znów złapał mnie za ramię.
- Tak, wiem, że źle zrobiłem nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale... kocham cię i nigdy o tobie nie zapomniałem.
- Po prostu nie mogę pogodzić się z tym i wcale tego nie chcę... - Nie płacz. Nie płacz. Nie płacz... a chuj z tym... - Nie mogę znieść tego że ty... Że cię nie ma. - pozwoliłam łzom płynąć po mojej twarzy - Wolałeś robić karierę, wolałeś mnie zostawić samą sobie, nie dawałeś mi żadnego znaku, że ci na mnie zależy... A ja głupia na ciebie czekałam. Bo jesteś kimś kogo nigdy nie powinnam stracić. I kiedy ty wracasz i myślisz, że głupie ,,przepraszam'' załatwi sprawę to jesteś w błędzie.. Moje serce to nie zabawka i jeżeli powiedziałeś mi żegnaj to odejdź na zawsze, bo już cię nie potrzebuję...
- Nicole, proszę cię. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Kocham cię. - w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie używaj słów, których nie znasz znaczenia. Bo gdybyś mnie kochał, nigdy nie pozwoliłbyś na to abym cierpiała... i to jeszcze przez ciebie.
Nawet nie wiem jak mam się zachowywać, mam udawać, że nic się nie stało ? Że, nie dotknęła mnie wiadomość o śmierci rodziców ? Dotknęła i to bardzo... ale nie lubię pokazywać swoich emocji, wolę kumulować je w sobie, nie zawadzając nikomu niszcząc się od środka.
- Weź to pudełko i zanieś do domu ! - krzyknął znajomy głos.
O nie. To nie może być on... Może mi się przesłyszało...
Odwróciłam głowę do źródła głosu i aż nie wierzyłam kogo widzę.. Liam. Stał obok samochodu przypominającego wyglądem auto Batmana i szeroko się uśmiechał. Wow, ale się zmienił... zmężniał. Już nie ma długich włosów z grzywką, które tak bardzo kochałam... Stałam wpatrując się w niego z otwartą buzią jakby był jakimś cudem. Nie zauważyłam kiedy za mną pojawiła się pani Karen.
- Idź pogadaj z nim. - wyszeptała.
- Nie... - podskoczyłam przestraszona odwracając się w jej stronę - to znaczy ja się bardzo śpieszę. Przepraszam - szybkim krokiem przeszłam na drugą stronę ulicy i z impentem wpakowałam się w kałużę.
Zajebiśćie. - pomyślałam i tupnęłam nogą ze złości. Już lepiej chyba wyglądać nie mogę... pogniecione ubrania, cały but i nogawka mokra i jeszcze poplamiona bluza...
Byłam w błędzie wychodząc z domu i myśląc, że nikogo nie spotkam na swojej drodze. Już mi się wszystkiego odechciało...
Weszłam do sklepu mrucząc ciche ,,dzień dobry'' na przywitanie i szybko zrobiłam zakupy, w których skład wchodziły : chleb, mleko, serek i woda. Zapłaciłam za produkty i wyszłam z budynku, poprawiając włosy, ponieważ wchodziły mi w oczy, czego bardzo nie lubię..
Spuściłam głowę i brnęłam drogą powrotną do domu.
- Emmmm... Nicole ? - nawet nie zauważyłam jak przede mną pojawił się... Liam. Podniosłam oczy i teraz dopiero zwróciłam uwagę na jego zarost... wow, na serio się zmienił.
- Nie. Nie znam żadnej Nicole, tu musi być pomyłka. - powiedziałam opanowanym głosem, chociaż tak naprawdę chciało mi się ryczeć, nie wiem czy ze szczęścia czy z rozpaczy... Ominęłam go wielki łukiem i szłam dalej.
- Nie wygłupiaj się - złapał mnie za ramię i odwrócił tak, że patrzyłam mu w oczy - Przecież, nie pomyliłbym mojej najlepszej przyjaciółki z kimś innym - uśmiechnął się, ale mi wcale do śmiechu nie było...
- Najlepszej przyjaciółki ? Żartujesz sobie ? Przez calutkie dwa lata, czekałam na ciebie czy ty myślisz, że jak pojawisz się nagle bez żadnego znaku, od razu rzucę ci się w ramiona ? - pokręciłam głową - W mojej historii nie odgrywasz już żadnej roli, mimo, że byłeś jej głównym bohaterem, wypierdoliłam cię ze scenariusza. - odwróciłam się z próbą ponownej ucieczki, lecz Liam znów złapał mnie za ramię.
- Tak, wiem, że źle zrobiłem nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale... kocham cię i nigdy o tobie nie zapomniałem.
- Po prostu nie mogę pogodzić się z tym i wcale tego nie chcę... - Nie płacz. Nie płacz. Nie płacz... a chuj z tym... - Nie mogę znieść tego że ty... Że cię nie ma. - pozwoliłam łzom płynąć po mojej twarzy - Wolałeś robić karierę, wolałeś mnie zostawić samą sobie, nie dawałeś mi żadnego znaku, że ci na mnie zależy... A ja głupia na ciebie czekałam. Bo jesteś kimś kogo nigdy nie powinnam stracić. I kiedy ty wracasz i myślisz, że głupie ,,przepraszam'' załatwi sprawę to jesteś w błędzie.. Moje serce to nie zabawka i jeżeli powiedziałeś mi żegnaj to odejdź na zawsze, bo już cię nie potrzebuję...
- Nicole, proszę cię. Jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Kocham cię. - w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie używaj słów, których nie znasz znaczenia. Bo gdybyś mnie kochał, nigdy nie pozwoliłbyś na to abym cierpiała... i to jeszcze przez ciebie.
******
Siemka, przybywam dzisiaj z nowym (opóźnionym) rozdziałem xD
Mam nadzieję, że się spodoba :*
Tylko tyle udało mi się napisać przez ten tydzień ;/
Tylko tyle udało mi się napisać przez ten tydzień ;/
W zakładce ,,Bohaterowie'' pojawiła się nowa postać ^^
Zapraszam również do obejrzenia zwiastuna :)
A tak w ogóle to dopiero teraz zauważyłam, że mam jakieś dziwne przyzwyczajenie do trzech kropek xD
Kocham Was ! :*
Dziękuję i do kolejnego :)
A tak w ogóle to dopiero teraz zauważyłam, że mam jakieś dziwne przyzwyczajenie do trzech kropek xD
Kocham Was ! :*
Dziękuję i do kolejnego :)
Bleeding_Scar
Subskrybuj:
Posty (Atom)